W lesie mokro, zdobyczne 3 prawdziki w tym dwa kolosy,
maślak,
podgrzybki maluszki.
Dzisiaj pierwsze dwie godziny istna masakra, nachodziliśmy się i nic, zero grzyba - już mnie smutek ogarniał, że w koszyku pustka tylko nożyk leżał i czekał w gotowości. Na drugiej miejscówce już troszkę lepiej, wpadły małe
podgrzybki i
maślak. Deszcz nastał humory mu wtórowały i postanowienie wracamy do domu na kawę, w aucie podążając do domu wzdłuż lasu, nagle w ostatniej nitce nadzieji wpada hasło "spróbujemy jeszcze tu". Wchodzimy i zaledwie przeszliśmy 5 metrów i naszym oczom ukazały się dwa duże
prawdziwki. Oczywiście znów wpadł bakcyl i łazikowaliśmy dalej, niestety wpadły tylkp dwa małe
prawdziwki cudnie przyrośnięte ze sobą. Finał jest taki: jeden malusi słoiczek
podgrzybków i dwa pełne poziomy w suszarce. Najbardziej dobił widok robaczywych nóg prawych nóżek (wielkich nogali), a małe całe prześrutowane przez lokatorów. No cóż dzisiejszy dzień nie zaliczony do udanych połowów, ale deszcz napawa nadzieją, że jutro może będzie lepiej. Pozdrawiam grzbozakręconych, wręcz chorych na grzyby:-)