© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Miniony "łykend" mogę zaliczyć do udanych, a właściwie nadzwyczaj udanych,bo normalnie udany mam każdy od dwóch miesięcy.Był on jak tyta dla pierwszoklasisty, pełen łakoci i smakołyków.Jak róg obfitości, z którego sypały się same rozkosze dla zmysłów moich.Dwa dni, dwie noce pod samiutkim lasem,a wokół pola i łąki. Ci co mają to na codzień może i mnie wyśmieją, może powiedzą " i co w tym takiego ekscytującego", ale oni często nie widzą i nie wiedzą co się wokół ich domostw dzieje. A tam tętni życie,rządzi przyroda! W dzień i w nocy, bezustannie. Wprawdzie na grzyby trzeba mi było jechać w inne lasy (niezbyt daleko),bo w iglastych na razie pustki.Tym razem jednak nie grzyby były dla mnie priorytetem,ale nie powiem, żeby nie były ważne. W sobotę pobudka skoro świt, przed szóstą w lesie. Trawa, drzewa, krzaki mokre po całonocnej mgle. Przyjemnie, chłodno, ale trochę jeszcze ciemno.Nie przeszkadzało mi to w buszowaniu , jedynie trzeba mi było wytężać bardziej wzrok. Musiałam jednak mieć kontrolę nad oczami mymi, i uważać by nie wyskoczyły z dołków. Udało się na tym wytrzeszczu trochę grzybów wyłapać. Borowiki to i po ciemku bym wyniuchała. I tak wciskając nos tu i tam, razem z mężem wywąchaliśmy 32 borowiki szlachetne i usiatkowane m.in. gigant z butem, 17 ceglasi, 3 kozaki pomarańczowe, 3 malutkie maślaki ziarniste. Po tym porannym grzybobraniu była 3 godzinna przerwa śniadaniowa. Po śniadaniu wyprawa na kozaki grabowe, których udało się nazbierać w ilości 81 sztuk .Czas do roboty, grzyby do suszarki.Zbliżał się wieczór, gdy na żer zaczęły wychodzić wszelkie żywiołki leśne. Nad polami krążył myszołów, zjawiły się też kruki, które pewnie wyczuły padlinę.Na kolację przyszedł zając, za nim lis (dobrze, że nie wywąchał zająca), potem sarny dalekimi skokami przemierzały łąki, następnie dziki, które biły się między sobą o jakiś smakowity kąsek, wydzierając się przy tym okrutnie.Ok. godz.23.30 z lasu wyłonił się "deser"...Stado kawalerskie!! 16 jeleni byków z pięknie ukształtowanym porożem, chłopcy gotowi na zaloty:-) Delektowałam się tym widokiem do godziny 2.00:)Niedziela - pobudka nie o 5.00,jak było w planie, a o 7.30. W lesie o 11.30 z myślą - ciekawe, czy choć jednego znajdziemy? A tu zaskoczenie na całego! 37 ceglasi,pięknych , świeżych grubasów, 23 szlachetne, 38 usiatkowanych, wyprodukowanych w nocy, kurki i 3 kanie.Upał niemiłosierny, wszystkie białka w moim organiźmie chyba się ścięły, woda wyparowała,byłam chodzącą solniczką i tylko cud sprawił, że w ogóle nie popadłam w jakąś schizofrenię upałową:-) Ugotowana, ale szczęśliwa wróciłam do domu po 22."Łykend" dobiegł końca:-)