© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
O samego ranka słoneczko zaglądało do okien, za oknem przyjemny wiaterek, temperatura ot taka sobie +14, rosa po wczorajszych dwóch krótkich burzach- co jak co, ale do lasu musiałam pojechać. Że z grzybkami kruchawo i koślawo w okolicach też wiem, ale co to ma do rzeczy. Postanowiłam - moje ukochane klimaty po- deszczowe- dać dzisiaj czadu wszystkim zmysłom, oraz pouprawiać w lesie ekstremalną gimnastykę, nawet gdyby okazało się, że nic z grzybków nie urosło. Kosz zamieniłam na mniejszy model + ekologia, gdyby jednak moje prognozy nie trafiły. Zawitałam niedaleko, na obrzeżach większego lasu, ale w takich więcej chaszczach. Powitał mnie cudownie odświeżony niedawnymi prysznicami las. Zapach igliwia, żywicy, ziół, wszystkiego wokół powalał. Wszystko w porannej świeżusieńkiej rosie. Ptactwo delikatnie w tle melodyjnie wyśpiewywało swoje smutki i radości. Drzewa dostojnie, delikatnie chwiały swoimi koronami. Rewelacja. Na dzień dobry były brzózki, z delikatnie na wietrze powiewającymi listeczkami. Pod ich rozłożystymi koronami, jak sobowtóry też na biało-czarnych nóżkach kozaczki. Najpierw jeden, długo nic, następny i tak udało się wykosić 15 sztuk od malucha do średniaczka. Tylko jedna nóżka do niczego. Nieopodal, po męczącej gimnastyce, znalazłam borowika usiatkowanego - całe 2 szt i to zdrowe- bez nabiału. Następnie była przeprawa przez zakamarki lasu, przeskakiwanie usypisk gałęzi, wchodzenie na zwaliska i schodzenie z nich, ciągłe schylanie i podnoszenie spódnic okalających krzaczorów w poszukiwaniu podgrzybków. A tych coś nie za bardzo było widać. Pierwszego mikrusa znalazłam na igliwiu między szyszkami. Octowiec taki 3cm wzrostu. I takich maluchów zaczęłam szukać właśnie na gołym igliwiu, pod krzakami- dozbierałam do 15 szt. Znalazły się też duże jak talerzyki deserowe ale w skromnej ilości 9 sztuk. Do tego dozbierałam - 6 borowików i to z grzybków by było wszystko. Czyli nie tak znowu pusto w koszyczku. Ponieważ na zbieranie i owszem liczyłam, ale dzisiaj chciałam nacieszyć się lasem, jego aromatem, jego urokiem, tak, że sporo czasu poświęciłam na las jako taki. Schodząc na obrzeża w dość dużym gąszczu różnych gałęzi coś zobaczyłam. Ptaszek, cudowny, siedzący na gałązce, która leżała opodal mchu. Siedział nieruchomo i patrzył w moim kierunku. Przystanęłam, bałam się ruszyć, aby go nie spłoszyć. Cudowny, przepięknie ubarwiony- u mnie zachwyt budzi wszystko co natura stworzyła. Siedzi i patrzy. On na mnie, ja na niego. Myślę sobie fotka by się przydała- ale to trzeba trochę się ruszyć, poszperać, włączyć, poustawiać. Nie uda się. Stoję dalej. W końcu podjęłam męską decyzję- ryzyk -fizyk- wyjęłam smarta i do roboty. Ptaszek nic- jakby był sztuczny. Zrobiłam kilka fotek - tak na wszelki wypadek. Ponieważ on siedział jak słup soli dalej- myślę sprawdzę - może ma coś uszkodzonego. Zbliżyłam się o dwa kroki, dotknęłam pięknego łebka - dopiero zerwał się i odfrunął. Był to młody drozd- tak myślę. Tym pięknym akcentem zakończyłam dzisiejszą eskapadę i z wspaniałymi doznaniami wróciłam do cywilizacji. Kocham las i on mi wynagradza, - a to jakieś grzybki- tak nie za wiele- detalicznie- chyba po to bym częściej zaglądała, a to sarenka cierpliwie czeka na fotkę, ale szczytem było dzisiejsze spotkanie- długie- niesamowite. Nie sądziłam że las jeszcze mnie tak zaskoczy, no chyba, że dziki za mną będą gęsiego paradowały do samochodu. Pozdrawiam cieplutko, życząc wszystkim poza pełnymi koszami cudownych borowików - takich spotkań w lesie.:))))