Za oknem coś pada, ni to deszcz, ni to śnieg… Patrzę na moją spiżarnię i… wszystko jest! Nawet
rydze są, a w zeszłym roku nie było. I na prezenty wystarczy… Tylko
prawdziwka jakby mniej. A w lasach wciąż są grzyby. Czyli co, tyle narzekania, a w sumie wyszedł niezły sezon? No nie, to nie był dobry sezon na dolnośląskich lasowrzosach...
Wczesne lato to już od wielu lat dla mnie martwy okres. Niziny śpią jeszcze a w górach nie zbieram. Chciałbym ale kondycja już nie ta… Koniec lipca przyniósł potężne ulewy i serce zabiło mocniej. Z tego powinien być super wysyp w połowie sierpnia. Jak w 2014 -tym. Ten wysyp się zaczął, nawet całkiem obiecująco. I wtedy przyszło wielkie grzybobójstwo – afrykański upał zabił
Borowiki zanim te zdążyły się lepiej rozwinąć. Grzybobójstwo nie podlega przedawnieniu… Morderca przyszedł ze wschodu, co tłumaczy, że oszczędził
Kozaków Czerwonych. Z sierpnia pożytku było niewiele.
Na wrzesień wszyscy, ja także, czekaliśmy z dużymi nadziejami. I słusznie, warunki były super, nawet sucho nie było jak zwykle. I wrześniowy wysyp przyszedł planowo. Tylko taki jakiś „chciałbym a boję się”.
Borowiki się pojawiały, znikały, by ni stąd ni zowąd znowu się pojawić. Tak bawiły się ze mną w ciuciubabkę. Zdrowotność też falowała, czasem niewiele można było zebrać. Szczęśliwie udało się trafić kilka razy w dobry czas i nieco się nazbierało. A że inne grzybki tak kapryśne nie były, to chcąc nie chcąc zaprzyjaźniłem się z Czerwonymi
Kozakami i „przeprosiłem” z
podgrzybkami.
W sumie jednak nadal było tak sobie. Pozostawał październik. Początkowo rokował słabo, ale w pierwszej dekadzie znowu solidnie polało. A zaraz potem w prognozach pojawiła się ZIMA. Z mrozem i śniegiem! Nad sezonem zawisło drugie grzybobójstwo… Na szczęście zimę w ostatniej chwili odwołano i wtedy przyszły ONE: Piękna Końcówka Października i Zadziwiająca Połowa Listopada. Zmyły One większość win pierwszej części sezonu. Sypnęło obficie zielonkami,
podgrzybkami i
maślakami wszelkiej maści. Humory się poprawiły, zapasy urosły.
Prawdziwka niestety starczyło tylko dla buków, a tych w przemkowskich lasach mało. I w większości w rezerwatach. Dla borów zostało niewiele. Na dodatek pozostawione na pastwę tych małych białych krętaczy i tłustych oślizłych podgryzaczy…
Ten sezon w sumie nawet nie był słaby. Był przedziwny. Dużą część tego, co widzę w swojej spiżarni, trzeba było wychodzić, wyznoić, wyczaić. I zdążyć przed robaczkami. I trzeba było mieć szczęście. To był sezon pokory - na większość tego, co „na pewno” wiemy o lesie i grzybach, trzeba spojrzeć krytycznie. A „pewne i sprawdzone” metody planowania grzybobrań trzeba mocno zrewidować. Cóż, Matka Natura jeszcze raz pokazała, że nigdy nie poznamy wszystkich Jej tajemnic. Że grzybki są nie nasze a Jej. I las jest Jej a nie nasz. Chociaż na pewno bardziej nasz niż tych oszołomów w harvesterach i ich mocodawców. Na szczęście to jak i wiele innych rzeczy wkrótce się zmieni. Miejmy nadzieję…
Na Portalu wobec takiego rozwoju zdarzeń panowała pewna konsternacja. Wszyscy, z Adminem na czele, próbowali się jakoś „znaleźć”, jedni lepiej inni gorzej. Zdarzyło się parę smutnych rzeczy. Whispi się pogniewała. Pewnie ma powody dziewczyna, ale żal… Czekamy. Panterka wydawało się, że do nas wraca, ale przeleciała tylko przez firmament i znowu zniknęła. Częsty i gęsty zwykle Paweł Lenart odwiedzał Forum od wielkiego dzwona. Ale jest usprawiedliwiony – w Jego okolicach kicha była niebywała. No i martwię się trochę o Gucia i Kikusia. Grzybowa mizeria recydywistka na Mazowszu wpędza Ich w coraz większą depresję. Choć Kikuś w końcówce jakby odżył…
Były oczywiście też pozytywy. Yaga długo czekała na grzybki, ale kiedy już się doczekała… Talenty zbieracko – literacko – fotograficzne eksplodowały! A czary? Wyżyny! Na bezgrzybiu koszyk
rydzów mi wyczarowała… Fungia zawitała wreszcie w Przemkowskie Lasy. Jeszcze nie w lasowrzosy, ale wszystko przed Nią. No i końcówkę sezonu Manowa i Niszczu podbili pieczęciami wielkich koszy dorodnych novemberusów.
A co do trendów? Coraz śmielej sobie poczyna desant Złotych Wysmukłych Jankesów. Niedługo do Tatr dojdą… Ale póki co nasz Kult
Borowika Sosnowego ma się dobrze i prężnie się rozwija. A że mniej było w tym roku zbierania i przerabiania a więcej czasu na rozmyślania, to zmiany. Przede wszystkim dopuszczamy eduliski i usiatki, prawda? Wszak to bracia… Kult
Borowika Sosnowego i Jego Braci. Pojawiły się też dwa wyraźne nurty. Pierwszy, defensywny i ortodoksyjny, reprezentowany przez kolegę Mirasa (Annasizm) opiera się na dwóch głównych tezach: po pierwsze: grzybów raczej nie będzie, albo już były, że to już koniec itp. Po drugie, jeżeli już są, to powinny to być
Borowiki. Że są inne grzyby? I bardzo dobrze, niech sobie będą. Tolerujemy… A
Borowiki muszą być nieskazitelne, nietknięte przez robaka. Drugi, reprezentowany przez moją skromną osobę (Kajfasizm), ofensywny i liberalny, zakłada (często na wyrost), że grzyby są, będą i nigdy się nie skończą… A ułomną naturę zarówno przedmiotu kultu jak i jego wyznawców traktuje łagodniej. Nie zbieramy oczywiście grzybów „zeżartych”, ale na potrzeby suszenia czy smażenia, dopuszczamy takie „dotknięte” przez robala. Po odpowiednich „wycinankach” oczywiście. Inaczej czasem nic byśmy nie zebrali… A i na nie
Borowiki patrzy łaskawiej… Tylko w sprawie słoiczków oba nurty są zgodne: grzyb musi być całkowicie koszerny, zgodnie z Nauką Mirasową. Ciekawe, jak rzecz tę widzą siostry i bracia w arcykapłaństwie?
Dziękuję Wszystkim za ten sezon.
Nie dla wszystkich był sezonem marzeń.
Na nerwy działał i drażnił zmysły.
Zostaje nadzieja, że taki ciąg zdarzeń
Już nie powtórzy się w roku przyszłym.
Śnieżnej zimy i kolorowej wiosny. A w nich grzybowych smaków, zapachów i snów. Do zobaczenia wkrótce! Anddy