Rowerem dotarłem na miejsce, ale do lasu już na nogach we dwóch. Las jak niżej, tyle że mniej poręby, a więcej młodników. Ogólnie nie znając miejscówek można wydać mylny osąd, że nie ma nic.
Nadal pojawiają się młode
podgrzybki, zwłaszcza w mchu; włącznie ze starymi jest to taki mały, wypłaszczony, ale jednak listopadowy wysyp: ~230 szt. na dwie osoby (w tym te jaśniejsze letnie, co jest fest dziwne). 35 szt.
prawdziwków, niektóre największe, jakie sam w życiu znalazłem; znakomitą większość trudno było jednak zabrać. 40 szt. maślaków: sitarzy i pstrych. Dużo
czubajek, ale raptem dwie
kanie.
6 szt.
rydzów (tylko wzdłuż jednej ścieżki przy młodniku) spod liście. Zbiorom zrobiłem bardzo nieudolne zdjęcie na szybko, ponieważ nie oddaje ono wysokości wiader. Robaki najchętniej w tym roku toczą
prawdziwki i gołąbki (tych jest niewiele wśród tegorocznych zbiorów, ale trafiają się przepyszne - nie mylić z wybornymi;), których 5 szt. ledwo pojmałem.
Ogólnie zrobiliśmy takie zygzakowate półkole, mw. 15 km, jak szacuję.