Po raz pierwszy od kilku lat nie uczciłam Święta Niepodległości w lesie 😞. Cały dzień mnie nosiło, aż w końcu stwierdziłam, że choć stanowisko
płomiennicy zimowej sprawdzę... Jeszcze nie urosła... Ale za to... grzyb, którego spotkałam po raz pierwszy w życiu dwa tygodnie temu na Podkarpaciu, ( a szukałam długo) raczył łaskawie urosnąć za przysłowiowym płotem... I to nie jeden, a przynajmniej kilkanaście sztuk, rozczochranych aniołków, w białych strojach... Achy, ochy, miłe słówka, no i po prostu radocha 💪. No bo patrząc na Wasze świąteczne zbiory, wysiedzieć w domu się nie dało... 😁.
Do tego kolorowe liście, w których z biedą ( bo mokre) da się poszurać, wiosenne i jesienne kwiecie, trochę błotka 😁 na butach... I da się żyć... Choć aura pochmurna, jak ja ostatnio, zawsze jakieś pozytywy można znaleźć, a nawet trzeba... Więc ( wiem, wiem, zdanie się inaczej zaczyna...), jeśli nie możecie do lasu, to śmigajcie w miejskie krzaczory, parki czy laski... Tam się toczy grzybowe życie. Miłej niedzieli 😊