Moje pożegnanie z lasem zamieniło się w największe grzybobranie sezonu. 3 wiadra głównie średnio-dużych ale i również małych
czarnych łebków. Żadnych robaczywych a pleśń znikoma, ewentualnie niektóre miały przygodę intymną z ślimakami, ale grzecznie proszone opuszczały grzyby. W moich miejscówkach pusto, dlatego zajrzałem do lasów/przecinek w których zazwyczaj przy wysypie można spotkać niewiele grzybów. A że nikt tam nie zaglądał od wielu dni to te nieliczne grzyby podrosły do sporych zbiorów. Jak to mówił Mickiewicz... "Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga... ł":-)
Grzybiarzy mało, samochodów również, mimo że dla wielu dziś jest dniem wolnym. 5 godzin zbierania. A żeby ulżyć trochę leśnym skrzatom i podziękować im za zbiory tegoroczne w bagażniku wylądowało trochę śmieci znalezionych nieopodal parkingi. Grzyby twarde i zdrowe, niewyzbierane z zeszłotygodniowych wysypów. Na zdjęciu patent z wiadrem, żeby rączka nie opadała na dół jak ktoś jest "nie-koszykowy".