© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Krótka wizyta w rodzinnym domu nie mogła się odbyć bez wypadu do lasu. Trochę się zdziwiłem ale postanowił mi towarzyszyć mój ojciec. Wobec tego z rana pojechaliśmy do lasu w którym zaszczepił mi bakcyla wiadomo jakiego. Zaczęło się dobrze bo zaraz po wejściu do lasu trafiłem pięć kurek. Ale to był początek i zarazem koniec. Po 20 minutach pytam się gdzie idziemy a tu słyszę : jedziemy do domu. Ja: Jak to? On: Jak nic nie ma to po co chodzić? Ponieważ jestem grzecznym dzieckiem i słucham się rodziców zrobiłem w tył zwrot i do samochodu. W sumie nie dziwie się temu pragmatycznemu podejściu po ojciec z tego pokolenia które wchodziło do lasu, żeby nazbierać a nie zachwycać się ptaszkami i sarenkami. Tak więc przywiozłem tatę do domu i...pojechałem w inne miejsce. Kto na tym lepiej wyszedł- nie wiem. Na nowym miejscu też nic nie było. Aha zapomniałem o pysznych dzikich malinach.Może uda mi się jeszcze przez weekend sprawdzić co w gliwickich miejscach. W poniedziałek wyjazd nad polskie morze. Może tam będzie lepiej? Pozdrawiam wszystkich :-)