© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Ten sam staruszek-las dębowo-sosnowy, co zawsze. Tym razem jednak określiłabym grzybobranie jako pomieszanie z poplątaniem. Znaleźliśmy w ciągu 2,5 godziny 10 (słowie: dziesięć) gatunków jadalnych grzybów! I nie było wśród nich kani, a same rzadkości w naszych stronach, np. ceglastopore i modrzaki. Poza tym dwa gat. podgrzybka (jeszcze nie brunatne, ale prorokuję, że za tydzień i one się pojawią), kurki, ze cztery rodzaje gołąbków (cała masa! - odezwij się latamito, to razem się wybierzemy), no i król lasu, samojeden, ale JAKI. Borowik jak z obrazka. W zgodzie z całą moją tradycją życiową naturalnie nie ja go znalazłam, tylko "osoba towarzysząca", choć pocieszający jest fakt, że małżonek, więc wszystko zostaje w rodzinie. Za to modrzaki i ceglaki moje:) Po drodze już z motorku wyczailiśmy jeszcze pieczarkę-olbrzymkę. W lesie MASA różnistych grzybków, można nasycić ślepia wszystkimi kolorami i kształtami, m.in. widziałam po raz pierwszy na żywo smocze jaja sromotników. A to wszystko zasługa długotrwałych deszczów: choć tyle z nich pożytku, bo pomidory to mi chyba zgniją... Za to mam już teraz mały zapas grzybów na zimę:)