Zachęcony zbiorami z wtorku, wziąłem urlop "okolicznościowy" i pojechaliśmy w to samo - poznane wtedy przypadkiem - miejsce. Przejeżdżający obok nas drwal mówił "Panie nie ma grzybów", ale uzbieraliśmy po wiadrze
maślaków w ciągu 1,5 godziny i po kilka
kozaczków czerwonych i
babek. Przez następne 2 godz. w dwie osoby -30
prawdziwków - rosły po kilka w trawach pod brzozami. Pokazaliśmy zbiór drwalowi - wyglądał na zszokowanego! Na koniec pojechaliśmy sprawdzić miejscówkę znaną z poprzednich lat. Nie było nic, nawet niejadalnych! Chyba wyglądaliśmy na zszokowanych!