Do lasu wybrałem się dopiero ok. 16 ej, a to dlatego, że wczoraj pozjeżdżała się rodzinka i trzeba było choć troszkę odespać nocne przy ognisku Polaków rozmowy... Tegoroczny maj na południu Polski pod względem pogody nie pozwala się nudzić i po niedawnych ulewach i baaardzo mocnych wiatrach od paru dni piecze Nas iście lipcowe słoneczko-cóż, nie ma lekko;) w moje ukochane, grzybowe lasy wybrałem się z pewną obawą, ale i ciekawością, czy Matka Natura solidnie w nich zaszalała, czy też pogroziła jedynie paluszkiem;) po prawie godzinnej wędrówce okazało się, że nie jest tragicznie, ale sprzątania po tej"imprezie"jednak trochę będzie. Idąc leśnymi ścierzynami rozmyślałem nad tym, jak potężne są siły przyrody a jednocześnie chłonąłem całym sobą otaczającą mnie soczystą zieleń lasu wypełnioną bogactwem dźwięków ptasich koncertów i odgłosów wydawanych przez wszelakie latające leśne żyjątka. Powiem szczerze, tak z prawą ręką na sercu, że wolę włóczyć się po tym cudnym, majowym lesie, niż być choćby królem angielskim :)) grzybki oczywiście jakieś znalazłem-było tego całe 14 szt.
borowika ceglastoporego i te powędrowały ze mną dalej, (te ładne, zgrabne i zdrowe :) a kilka musiałem niestety zostawić, bo były już"zajęte"... mimo moich usilnych starań nie znalazłem w tym roku JESZCZE żadnego
borowika szlachetnego, widocznie JESZCZE nie czas... Kochani piszcie proszę o Waszych leśnych wędrówkach, także tych, gdy nogi jak z waty a w koszyku niewiele, pozdrowienia dla Wszystkich!!! :)