Dzisiejsza wycieczka rowerowa to wypadkowa dwóch nieuleczalnych nałogów: jazdy na rowerze i grzybobrania. Słabnące doniesienia z regionu spowodowały, ze postanowiłem sobie zrobić jazdę treningową. Przez grzyby ostatnia dłuższa jazda była 14 września, więc organizm odczuwa niedobór ruchu. Z domu wyjechałem koło 10:00, za Tanowem jednak górę wziął nałóg grzybobrania, postanowiłem zerknąć na chwilę na swoje pole i jak zerknąłem tak wyszedłem z lasu dopiero po napełnieniu kosza. Sytuacja z grzybami jest niejednoznaczna. Większość ludzi przed południem miała bardzo małe zbiory, zazwyczaj pół lub ćwierć wiaderka. Na swojej miejscówce, grzybów masa, ale tylko w wybranych miejscach. Oczywiście mógłbym założyć, że pole zostało przeczesane rano przez grzybiarzy, ale puste kosze innych nie potwierdzają tego, brak było też śladów koszenia grzybów. Z drugiej strony zbiór wyłącznie małych grzybów, wskazuję, że nadal rosną nowe owocniki. Co ciekawe dziś zauważyłem, że lepsze wyniki mieli popołudniowi grzybiarze, wracali oni jednak głównie z
kozakami, twierdząc, że
podgrzybków jest bardzo mało. Może więc miałem szczęście? W sumie około 400
podgrzybków. Zdjęcie zrobiłem tuż przed końcem grzybobrania, zanim zdążyłem wyjść z lasu, wpadło jeszcze kilka grzybów.