I znów powrót w Bory Dolnośląskie. Jakoś trudno jest się obejść bez tej grzybowej przygody, choć zapasy już porobione na rok i więcej :). Sporo zaparkowanych samochodów, ale to nic w porównaniu z sobotą. I od razu dało się to odczuć w lesie - cisza, spokój. Byliśmy z moją wytrwałą Narzeczoną w lesie od 10 do 16. Efekt? 126
prawdziwków (w większości młodych i zdrowiutkich), prawie dwa razy tyle
podgrzybków, po kilka/kilkanaście
kozaków czerwonych,
maślaków pstrych i zwyczajnych.
podgrzybki z samego rana lekko zmrożone i choć wciąż są młodziutkie to już nie takie lilipucie jak w poprzednim tygodniu. Wracając jeszcze do
prawdziwków, nie rozumiem po co ludzie rzucają się na stare wielkie owocniki (stare kapcie) i je tną niemiłosiernie. Przecież prawdopodobieństwo, że trafią na zdrowy egzemplarz jest mniejsze niż 1 do 10, a te które nawet okażą się zdrowe, w domu będą wyglądały tak, że lepiej nie mówić. Mnóstwo tego szpeci lasy. Podobnie jak pokopane wszelkiego rodzaju grzyby niejadalne. Po co? Nie rozumiem. Komu to przeszkadza? Kolejny udany wypad w świetnym towarzystwie i przy pięknej słonecznej pogodzie w gościnne Bory Dolnośląskie. Przyjemnostka też była :). Na zdjęciu moja piękna Narzeczona i jej cudne znaleziska.