Witam ponownie :) Wyjazd do lasów oleśnickich stał pod znakiem zapytania do ostatnich minut, ze względu na deszcz, jednak jakaś opatrzność boska nad nami dzisiaj czuwała. Wyjazd punkt 6.00 bo na 7.00 byłam umówiona z koleżanką (pozdrawiam), która zna tamte lasy od lat. Przez całą drogę była mżawka, ale po wejściu do lasu, ustała. Mało tego, w drodze powrotnej do samochodu wyszło słońce zza chmur! Po cichu liczyłam na to, że nie wielu grzybiarzy przyjedzie, ale się przeliczyłam. Gdy przyjechałam na miejsce stały już trzy samochody a to był dopiero początek. Jednak lasy ogromne i każdy coś znalazł dla siebie. Pierwsza godzina to był spacer w głąb lasu i czasami tylko trafił się pojedynczy
podgrzybek. A potem było już tylko lepiej. Najbardziej cieszy to, że przerośniętych grzybów było niewiele, za to dużo malutkich
czarnych łepków :) Szło się kilka, kilkanaście metrów i nic, a potem 4-5 obok siebie i tylko błyszczące łepki im wystawały z mchu. Ale żeby nie było tak słodko, muszę napomnieć o takich maluteńkich jakby muszkach, które żerują u nasady kapelusza w zatrważających ilościach. Bardzo ciężko szło czyszczenie owych grzybów, bo muszki rozłaziły się dosłownie wszędzie. Ale to już za nami- sosik zrobiony a reszta się suszy. Tak więc wyjazd uważamy za udany - nawet pies zadowolony z takiego spaceru pomimo, iż całą drogę chodził na smyczy. Teraz rozmyślamy nad wyjazdem w dalsze rejony a konkretnie chodzi o okolice Świętoszowa i
PRAWDZIWKI Pozdrawiam stałych bywalców