Przez półtorej godziny skakałem po miejscówkach i nic. W lesie po opadach pod butami mlaskało. Dałem szansę ostatniej miejscówce, gdzie w poprzednim roku dopiero 16 września zaczęło się coś dziać. I udało się. Trafiały się same
podgrzybki, duże, niektóre przerośnięte. Młodych podgrzybków brak. Zresztą w takich miejscach, małych nie ma szansy wypatrzeć. To jeszcze nie ten czas, gdzie niedzielnym spacerkiem po lesie, można punktować w mchach i jagodzinach. Przynajmniej, tam gdzie byłem.