Rano jechałem do Opola, wracając nie mogłem ominąć Świbia. Ruch w lesie i na parkingu duży, większość już wracała, gdy ja o 13:30 dopiero ruszałem do boju. Miałem zamiar jechać od końca jak ostatnio, ale coś mnie tknęło i zajrzałem po drodze do mojej ulubionej miejscówki, mocno ostatnio przerzedzonej przez leśnych kosiarzy. Było pusto, ale tylko pozornie, bo moja kochana miejscóweczka miała dla mnie niespodziankę na jednym tylko skraju, ale za to jaką! Szczegóły w dopiskach. Ogółem 6
kani, 12
rydzów, 32/4=8
kurek, 93
maślaki, 42
podgrzybki, 33
prawdziwki i 1
ceglaś.
Potem pojechałem na tą najdalszą i tam była kolejna niespodzianka. Po drodze strawiłem czas na zbieranie
maślaków. W zasadzie można było spokojnie przejść się mniej uczęszczanymi drogami i też nazbierać. Przez
maślaki brakło mi czasu i kolejne miejscówki musiałem odpuścić, ale i tak było super. Kosz na plecy i najnowszy nabytek składak Jubilat z przerzutkami sprawdziły się doskonale, jednak o tej porze roku do Świbia trzeba jechać rano.