Błyskawiczna decyzja. Do lasu. Przyjazd do lasu ok. 12.00. Grzybiarze już wracali na parking. Dobrze wróżyło, bo szli obładowani. Jeden niósł nawet 2 pełne kosze. Przy drogach samochodów co niemiara. Czy nikt nie pracuje?! Napotkane osoby, to osoby w wieku produkcyjnym. Emeryci w mniejszości. A tu niespodzianka - grzybów brak na mojej drodze. Przez 2,5 godziny w koszyku octowe
podgrzybki,
miodówki,
zajączki,
prawdziwki 3 sztuki (mój rekord życiowy). Nie było dorodnych grzybów, ale nie było spleśniałych, robaczywych. Do weekendu te maleństwa podrosną Będzie dobrze. Sezon ruszył. Szalony rok.