Mało brakowalo, a byloby kompletne ZERO. Po godzinie chodzenia pod wieczor po lesie w wiaderkach nie bylo nic. Juz na poczatek, łąka na ktorej zawsze rosly
kanie skoszona i wyschnieta. Dalej las tez suchy, pod sosenkami ani sladu
maślaków. Nawet na wilgotniejszych mchach grzybow ani slychu, i niejadalnych nie bylo prawie wcale. Dopiero kolejna łaka zaliczona w drodze powrotnej uratowala troche sytuacje: 20
maślaków mlodych i zdrowych, kilka robaczywych, 4
kanie (2 prawie zjedzone od dolu przez duzego czarnego zuka, w jednej jeszcze sie schowal (; jeden duzy zdrowy
koźlarz, i pare
purchawek.