Wyspałem się, zabrałem rower i o 9 zameldowałem się w lesie. Nie wiało optymizmem, kilka aut na parkingu, tubylcy na rowerach do lasu, miastowi piechotą z lasu z pustymi koszykami. Po drodze jeszcze kilku miastowych na rowerach wracających z kilkoma grzybkami, zażartowali, że wziąłem za duży kosz. Ja tam wiem swoje, kosz jak kosz, da się zapełnić. Pojechałem od razu na najdalszą miejscówkę, żeby wracać, a nie oddalać się. Zaliczyłem zero, co mnie trochę podłamało, ale potem było już tylko lepiej. Spokojne penetrowanie kolejnych miejsc zaowocowało szerokim spektrum grzybowym, o czym w "szerzej"
W sumie doliczyłem się 101 sztuk, a wałęsałem się po lesie 8 godzin.
Rydze 3, muchomory płowe 15,
maślaki różne 19 sztuk,
kozaki 3,
czubajki kanie i gwiazdkowe 10,
podgrzybki brunatne i
zajączki 34,
prawdziwki 15,
ceglasie 2 sztuki.