Miejsce to samo, co polecane przez Was w zeszłym roku. Wjechaliśmy w sam środek lasu i już przy samochodzie miałam 3 ładne grzybki zebrane. Nie spotkałam ani jednej
sowy czy
koźlarza, o którym donosicie. Albo nie umiałam zidentyfikować :) Wierzę, że kiedyś go znajdę :) W 2,5 h w dwie osoby zebraliśmy wielki kosz i 3 niecałe koszyczki na truskawki - około 250
podgrzybków, 5
borowików i 1
kurka.
O 12:00 już wracaliśmy do domu z łupami.
Tyle tego dobra, że suszarka leci na dwa rzuty, a wielki garnek sosu grzybowego przechodzi smakiem na jutrzejszy obiad. Z
borowików będzie zupa-krem :) W domu aromat, od którego od razu mi się ciepło na sercu robi, w łydkach czuć zakwasy i zadowolenie z dobrze spędzonego czasu. W kolejnym tygodniu mam urlop... chcę znowu w las :)