Wyjątkowo na gościnnym występie na Mazurach w Piszu, z kolegą i lokalną, totalnie grzybniętą przewodniczką. W zasadzie to nie ma o czym Piszać- jak się zna takie miejscówki i ma za drogowskaz taką zagorzałą fankę leśnego runa, to
prawusy i czerwonołepki same wskakują setkami do kosza, nie dając żadnej szansy jakimkolwiek innym grzybom po drodze!;-) Nawet nie wiem czy nazwać to można w ogóle grzybobraniem, bardziej żniwami (tym bardziej, że większość grzybów w typowej leśnopaństwowej monokulturze sosnowej i brzozowej), a najbardziej chyba prawdziwkową rzeźnią i masakrą! Rekordy życiowe pobite!