Dzisiaj z rana chłodny ranek, a na niebie jakieś chmury- do czasu, aż na dobre nie weszłam do lasu. Lasy jak to lubię z gęstwiną, krzakami. Prawie na wejściu do lasu czar prysł. Słonko- a nijak dogadać się z nim nie mogłam- centralnie, zawieszone nisko na niebie- zaczęło z mocy całej po oczach mi świecić. Dyskutowałam, troszkę marudziłam, a że na pozycji przegranej obmyśliłam taktykę- chodzić tak, aby ono po pleckach świeciło. Znalezionych dzisiaj świeżaczków zaliczyłam -
borowika 18 szt,
podgrzybka 54 szt, koźlaczków 3 szt,
zajączek i garstka maślaczków- te tak po drodze rosły sobie....
Jak już pisałam ranek cudownie - można powiedzieć, że prawie zimny. Rosa, jeszcze blasku na niebie nie było, lecz jakaś taka szarość- uwielbiam te klimaty. Po wczorajszym rejsie tak po cichu liczyłam, że zwyżkować w lesie będzie- i tu się niestety przeliczyłam. Nie żeby nic nie rosło, ale bardziej rozstrzelonym drukiem. Już tak łatwo na rodzinki nie było można się natknąć, a i suma sumarum pogłowie uzbierane tak jakby skromniejsze. Po niedługim w lesie przyjemnym pobycie, zachwycie, skłonach po pierwsze
borowiki i
podgrzybki, - jak mi coś z góry po oczach dało- oślepłam. Trzeba było zmienić taktykę, aby w tej gęstwinie w ogóle coś wypatrzeć. Czapka prawie na oczach wylądowała, ale i tak to wszystko za mało. Łebki mocno brązowe, szyszki i igliwie podobnie. Szukałam i tak mocno pochylona- bo krzaki chciały mi oczy wydrapać. Itak z mojej lasu obserwacji wynika, że się jakby sucho porobiło. Grzybków mniej, bardziej pochowane, do pni poprzytulane. Zdarzały się soliści rosnący na środku i w takich sobie całkiem sporych rozmiarach. Głównie jednak
podgrzybki typowo na grubaśnych nóżkach jak się patrzy wprost do marynaty. Pod rosnącą samotnie brzozą 3 piękne i zdrowe
koźlaki. Uwielbiam je zbierać-
czarne łebki i te pstrokate grube nogi. Jak bym miała wybrać za czym ganiać wolę- miałabym dylemat-
borowik czy
koźlarz? W lesie raptem zrobiło się wprost gorąco- chodzenie schylanie i to słońce- wychodziłam jak z sauny. Jak nie kąpiel, to czoło pokryte potem. Spacer rewelacyjny- całe dwie godziny, przedeptanych tylko 4 km, uzbieranych 75 grzybków- sama radość. I gdyby mnie dzisiaj ktoś zapytał- co kombinuję na jutro?- to na bank nie zgadnie. Jutro z rana las i to tak na troszkę dłużej. Wszystkich cieplutko pozdrawiam i pełnych koszy- oby się te w lesie za szybko nie skończyły :))))))))))))