Szybka decyzja - i pobudka 5.00 rano. Godzina drogi w nowe miejsce. Na chybił trafił weszlismy z mężem do młodnika - i szaleństwo :-). Miejsce totalnie opuszczone przez grzybiarzy. Serce się kroiło na widok czarnych łebkòw wielkości dużych talerzy całkowicie spelśniałych ze starości ale to co rosło wokòł przyprawiało o zawał. Kozaki szare, maślaki - sitki, podciochy i zwyczajne no i czarne łebki od malutkich młodziutkich do konkretnych okazòw po pòł kilo. Cztery godziny w choinkach, trawie momentami do pasa, rowach dało wynik ponad 20 kg grzybòw. Na liczenie sztukowe sił brakło ale schylając się po jedną sztukę kilkanaście miało się w zasięgu wzroku.
Robaczywych ok. 10%.
Pozdrawiam wszystkich szaleńcòw grzybowych :-)