Po środowym niezłym wypadzie (piękne
prawdziwki) postanowiliśmy zawalczyć na całego i już o 6 rano byliśmy w lesie. Niestety, pomimo wczorajszych opadów i ciepłej nocy o mało nie nabawiliśmy się Depresji Grzybiarza. "Jeden grzyb na kwadrans", mało niejadalnych, co źle wróży. W okolicach Golczowic (las sosnowy i brzozowe zagajniki) zebraliśmy po kilka
prawdziwków i
kozaków na osobę, jeden mały koszyk na trzy godziny łażenia czwórki dorosłych grzybiarzy. Ponieważ ostatnio jadąc do Kluczy widzieliśmy mnóstwo samochodów, pojechaliśmy tam, mając nadzieję, że tam będzie lepiej, skoro pół Śląska postanowiło zadeptać malutkie Hutki. Zebraliśmy trochę brązowych
kozaków, ja ok. 20
kurek (które zawyżają statystykę),
maślaki w ilościach mocno dietetycznych:-) Nie mam pojęcia, dlaczego nie ma wysypu - są wprost idealne warunki dla wzrostu grzybów a my łazimy po pustym lesie używając słów powszechnie uznanych za nieparlamentarne.