Limanowa ekspres wyruszył o 4.30, napędzany nadzieją, że po lipcowych strugach ożywczych deszczy coś w lesie ruszyło. Mało czasu dziś było, czas kąpieli leśnej, dla spokojności umysłu, oznaczony ściśle wg planu, nie przewidywał żadnych odstępstw 🙁. Las nasączony pięknie, pachniało grzybami... Wiecie jak to jest, wpadacie w las i od razu by się chciało
grzyby na swej drodze spotkać... Pierwsze pięć minut wędrówki dobrze nie wróżyło... Nic, nawet tak zwanych psich... No i w końcu, na środku ścieżki, młodzieniaszek się pojawił, a za nim inne... Mało czasu, więc trzeba było
oblecieć miejscówki... Nie jest źle, zaczynają się pojawiać, nieśmiało, i w liściach bukowych i w jodłowych igłach😊. Sporo malutkich
prawdziwków, które zostały w lesie, pojedyncze
ceglastopore, gołąbki czerwone, mleczaje i inni przedstawiciele świata grzybów. Do koszyczka wpakowały się nam
borowiki, dwa
koźlarze, trochę
kurek. Duże
prawdziwki zostały w lesie, bo szkoda było przerywać bankiet robakom 😅... Przy obróbce odeszło kilka trzonów i jeden kapelutek 😐. Nie chcę nawet myśleć, ile pominiętych, niezauważonych, pragnących uwagi
prawusków, przez nasze przyśpieszenie, zostało w lesie 🙄.... Ale i tak warto było, bo las to las, miejsce mocy i energii 💚, warto podpiąć się do leśnego internetu - w celu ogólnego resetu 😊. Szkoda, że sprzęt tnąco-niszczący od rana na posterunku 😡. Miłej niedzieli 🙂