Piękny las bukowy, na górkach, ubarwiony rudościami i promieniami słońca. Szeleszczące liście były przykrywką dla wilgotnego podłoża ( oj, trzeba uważać na zjazdy 😁- tym razem się udało...). Sporo grzybów nadrewnowych,
gołąbków różnych,
muchomorów. Były nawet
lakówki ametystowe, bardzo już wyblakle 😐.
Wyjazd oczywiście nad ranem, około 5. Najpierw podziwiałam gwiazdy i ciemne plamy lasów ( jak dziecko patrzące na wystawę - przez szybę- raz że ciemno, dwa, że autostrada ). Potem witalam słońce, które w pierzastej pierzynie mgieł, powoli i leniwie wystawiało pucołowatą gębę, aż zmieniło
się w wielką oslepiajacą kulę. Oj dawało po oczach... Lasy po drodze przepiękne, jeszcze kolorami kuszą, ciepłymi barwami świat rozweselając. Pasące się
sarny i jastrzębie siedzące na siatkach grodzacych pola i lasy... Celem podróży było odwiedzenie grobów rodzinnych, ale że okolice lasem stoją, grzechem było by nie zatrzymać się choć na chwilę. Tym bardziej, że ekwipunek wciąż w bagażniku 😁. I stanęliśmy przy cudownym lesie, koszyk i nożyki zabrane. I nagle słyszę męża głos: a co ty w tych liściach zobaczysz... Jeszcze nie skończył mówić, a ja już pisk z siebie wydalam i pognałam do cud miód pieknego
prawdziwka 😍. Za chwilę i małż znalazł... Kurczę, radość wielka - bo w sumie wchodzisz w ten las i marzysz o tym, że znajdziesz novemberuska, ale generalnie zostaje to w sferze marzeń 😁. A tu bach! Marzenia się spełniają 😄. W sumie siedem jędrnych krasnoludków do kosza trafiło, choć trochę ślimaki się do nich dobraly, wszystkie były zdrowe ( oprócz jednej nogi, ale co tam...), zapełniły całą suszarkę. W sumie 3 kilo grzyba 😁, prawdziwego grzyba 😂. Do tego piękne stanowisko
boczniaka ( o słodki jeżu - jak te
boczniaki pachną 🤗, i
prawdziwki też 🤗). I w ogóle w lesie pięknie pachniało 🤗. Niestety czas nas gonił, bo musieliśmy jeszcze dojechać do celu podróży... Przepiękna pogoda i piękny dzień... Chwilo trwaj 😊