W lesie mieszanym z przewagą sosny, na mchach, igłach i w borowinach … wysyp
podgrzybka brunatnego, 100% zdrowego, wielkości słoiczkowej;
maślaki pstre,
maślaki zwyczajne,
maślaki sitarze (klęska urodzaju); dużo mniej licznie
borowiki szlachetne i
borowiki sosnowe;
czubajki kanie;
koźlarze różne w tym jeden
koźlarz czarnobrązowy (pod brzozą); gdzieniegdzie
pieprzniki jadalne. Po raz pierwszy w tym pięknym lesie, więc i zbiory ciut skromniejsze niż mojej kompanii ale i tak nieprawdopodobnie ilościowo. Od wczoraj, jak zamykam oczy to widzę przesuwające się slajdy z
podgrzybkami pod powiekami 😱😵💫
Ale się bajkowo działo! 🤗🍃🍂 W jednym z najpiękniejszych lasów z których słynie Kielecczyzna, w takim gdzie sosny sięgają nieba a mech ściele kobierce puszystsze od perskich dywanów; w najlepszym swoim towarzystwie dusz pokrewnych, grzyboświrków zakręconych i w dodatku przy fantastycznej, wprost wymarzonej aurze …. od świtu bladego po samo południe wędrowały sobie trzy przygarbione mocno i wydające przedziwne dźwięki/jęki, stworki trochę tylko podobne do ludzi … mocno strapione ogromem ścielącego się wokół nich leśnego grzybowego dobra bo już nauczone doświadczeniem wiedziały że za godzin kilka czeka je katorżnicza, wielogodzinna tak zwana brudna robota … lecz jakby ktoś jaki urok na nie rzucił bo pomimo tej straszliwej wizji ciągle im było mało, ciągle chciały więcej i więcej … mamione czarnobrązowymi łebkami które tłumnie wyciągały się na swoich długich lub pękatych a krótkich nożynach z mchów szmaragdu i co krok wołały weź mnie, i jeszcze mnie weź, … czasami nawet i prawdziwie dostojni bracia duzi, dołączali do nich gromadnie …. a ta leśna trójca niby pielgrzymi, padała przed nimi na kolana i pokutnie, z czołem pochylonym do ziemi wędrowała dalej w leśne ostępy … Jedynie tylko czar żółtawych, tych matowych i tych błyszczących śluzem łebków całkowicie ich nie omamił, choć i ten kusił dorodnością i liczebnością … zatem ich zachłanne, wciąż nienasycone ręce wyciągnęły się zaledwie kilkadziesiąt razy po nie … a potem był płacz i zgrzytanie zębów i dodatkowa pokuta za tą zachłanność przy znojnym, późnowieczornym obrzędzie oczyszczania … Ale to było później 🤪🍃🍂 Wcześniej bowiem, jeszcze w leśnych ostępach, leśne stwory zrzuciły na chwilę swe pokutne szaty i wszelkie leśne runo, za pomocą nici pajęczych umocnione, którym dla kamuflażu były pokryte i … i z wielkim zapałem pochłonęły liczne kalorie zawarte w mniej lub bardziej wymyślnych wiktuałach (Niko, sałatka z figą bez maku była rewelacyjna 😇🥰) Tak pokrzepione zgrzybiałe stwory ponownie ruszyły w lasu knieje, zostawiwszy część leśnego urobku w bezpiecznym miejscu 🍂🍃… Powróciły jednak niebawem, znojnie i bardziej jeszcze przygięte do ziemi, krokiem chwiejnie utrudzonym, jakby opite zapachem i nadmiarem wszelkiego leśnego dobra … i tu ukłony i wielkie podziękowania dla przywódcy stada, który nie dość że najwiecej leśnej pokuty odprawił to jeszcze dzielnie podołał ciągnącym się w nieskończoność kilometrom drogi powrotnej 🥰😅 …
A na pożegnanie jeszcze, przy leśnej drodze, otwierały się parasole
czubajek kań jakby przeczuwając deszcz który niebawem miał ponownie spaść rzęsiście i bez umiaru z nieba ☂️☔️☂️
🍄🍂🍄.. i ja tam byłam, miód i wino piłam, grzybkiem zakąszałam 😵💫 leśne wizje miałam
… dziś nie mogę chodzić ale nic nie szkodzi, zakwasy wszak miną w domu pod pierzyną 🤣🤣🤣