Dzisiaj przed prawie całe, czterogodzinne grzybobranie byłam mocno rozczarowana. W miejscach, gdzie kilka dni temu były piękne
prawdziwki i
podgrzybki prawie pusto. Żeby nie końcówka, las z prawdziwkami i pięknymi
kurkami trafiony przypadkowo byłoby kiepsko, a tak jestem zadowolona z lekkim jednak niepokojem o najbliższe dni. Dodam jeszcze, że najpierw odwiedziłam swoje ulubione lasy w okolicach miejscowości Dąb. Tam to już dramat. Dwa
podgrzybki i nic więcej, nawet trujących praktycznie nie ma. Tak sobie myślę, że może jednak noce trochę za chłodne.
Cztery godziny przedzierania się w większości przez chaszcze. Można znaleźć kilkadziesiąt
podgrzybków obok siebie, by przez następną godzinę nie znaleźć nic. Ogólnie wynik dobry, ale okupiony około 15-20 kilometrami pieszej wędrówki. 15 zdrowych
prawdziwków to jednak musi cieszyć. Martwi tylko to, że nie ma takich malutkich 🤨