Przed wyjazdem na grzyby w dalekie strony postanowiłam jeszcze raz przejrzeć swoje miejscówki. W końcu popadało I już nigdzie nie jadę bo las ożył a ja z nim. Najpierw trochę maślaczki i kanie😍. We wszelkich stadiach rozwoju, zdrowiuteńkie. Tylko jedna odpadła. Później osaczyły mnie opieńki. Musiałam wrócić do samochodu bo koszyk nie dał rady. Jak już miałam "po kokardę" wracam. I stanęło mi się przy polu na którym rosło z rzadka z 15 sosenek. Nie zamknęłam nawet samochodu, nie wzięłam nożyka ni koszyka i... dobrze że w kieszeni miałam siateczkę. Że trzy kilo zdrowizny maślakowej.