Witam. Mój spóźniony wpis, bo nachodziłam się tyle, że dzisiaj czuję się jak robot. Mimo, że zdjęcie może temu przeczyć, grzybów nie ma. Ilość przebytych kilometrów ogromna w stosunku do ilości grzybów. Gdyby nie to, że zaglądaliśmy w nasze miejscówki (każda w innym lesie i nie większa niż 2 merry kwadratowe) zbiór byłby mizerny. Okazało się jednak, że grzyby rosną w miejscach, w których nie było ich kilka lat. 90% małych i zdrowych, większe z lokatorami w nogach. Na niewidocznym dnie koszyka 70 małych
podgrzybków brunatnych, złocistych i
zajączków oraz huuuura 80 prawych. Grzyby a szczególnie prawe rosną rodzinkami po kilka/kilkanaście obok siebie. Ciało jak po triathlonie ale buzia uśmiechnięta. Coś się zaczyna dziać, a po porannej burzy może być tylko lepiej, czego wszystkim życzę. 😃