Wycieczka zaczęła się bardzo dobrze, najpierw kilkanaście
kolczaków, a po kilkunastu minutach pierwszy (nieśmiały)
prawdziwek. Mimo to chodziło mi się źle, jakaś taka niemoc, czasem tak mam i potrzebuję kilku kilometrów, żeby to "rozchodzić". Wybrałem się szukać kolejnych
prawdziwków w lasy bukowe, które niestety rosną głównie przy szczytach i w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, co ja tu robię? Wtedy pokazał się On, prawdziwy król lasu i poczułem że: mam tę mooooc, mam tę mooooc..., minęło zmęczenie i niemoc.
prawdziwków więcej nie było, za to kilkanaście
kolczaków, ponad 20
gąsek siwek, kilka
zielonek, kilka
kurek, 2
rydze i 1
maślak. Przy samochodzie znalazłem jeszcze kilka
podgrzybków złotawych. Wyszło słońce, zrobiło się cieplej i żal było jeszcze do domu jechać, więc wybrałem się zobaczyć wodospad, do którego kierunkowskaz mijam od 4 lat. Oczywiście kierunkowskaz wskazywał 800 m do wodospadu, ale po wodospadzie ani śladu, żadnych więcej wskazówek. Musiałem zapytać miejscowego, który był bardzo przyjaźnie nastawiony, wsiadł do mnie do samochodu, pokazał gdzie zaparkować, a potem poszedł ze mną do wodospadu i tam mnie zostawił, żebym mógł się "wyżywać" z aparatem. Grzybków niby niewiele, ale 2
prawdziwki ważyły 856 g, więc rodzinę wykarmiłem;-))