Zimny poranek +1 stopień, prószył drobny śnieg, ale wiatr przegonił chmurę i zrobiło się jaśniej. Pierwsze znalazłem
kolczaki, niedaleko samochodu, potem miejscówki na
rydze, jedna w tarninie, gdzie trzeba się mocno "napracować", żeby wydobyć
rydze z tych kolczastych krzaków, druga to "rydzowe zbocze", tutaj co roku rosną, niby ich nie ma, ale jak się zobaczy jednego, to dalej już idzie. Trafiłem też gniazdko
gąsek siwych, kilka
kurek i kilkanaście
opieniek. Siedząc przy drugiej kawie, stwierdziłem że nie znalazłem żadnego grzyba rurkowego, same blaszaki, poza kolczakami i ledwie wstałem z pieńka, a "wyrósł" przede mną
podgrzybek brunatny, potem jeszcze kilka.
podgrzybki starsze, podsuszone, część "ozdobna". Podbudowany znalezieniem "rurkowców" postanowiłem zapolować na
prawdziwka, sprawdzając wszystkie miejsca w których znalazłem kiedykolwiek te grzyby. Niestety wszędzie pusto, aż schodząc z drużki "skrótem" w stronę samochodu, zobaczyłem je, piękne dwie sztuki. Większy ważył 806 g, mniejszy 510 g, obydwa niestety "straciły" nogi, ale kapelusze zdrowe. Przez to "znalezisko" droga do samochodu znacznie się wydłużyła, bo jeszcze tu zajrzę, a jeszcze tam zobaczę, ale poza kilkunastoma rydzami, które zbierałem po jakimś niedokładnym grzybiarzu, nie było już nic więcej.