Wczoraj trochę narzekałem na brudny las, ale ten jeden zdrowy
podgrzybek schnący w kuchni na sznureczku tak podniecił kolegów grzybiarzy, że zdecydowali się na rekonesans na miejscówkach. Załapawszy się na darmowy transport do lasów czystych i pachnących, za Tarnowskimi Górami ochoczo zerwałem się skoro świt. Na miejscu wyprzedziły nas dwa samochody i amatorzy grzybów dumnie kroczyli ze sto metrów przed nami. Tak sobie szliśmy napełniając koszyczki, aż w końcu dogoniliśmy grzybiarzy którzy nas wyprzedzili. Jeden z nich zapytał mnie: panie, a są w tym lesie jakieś grzyby? - więc pokazałem mu ćwierć wiaderka grzybków które on ominął. Na tym jednak szaleństwo się skończyło, później przez dwie godziny przybyło tylko kilka sztuk. Generalnie, raporty z tego rejonu wydają się być zbyt hurraoptymistyczne, ale z uwagi na wielkość znalezisk (dla porównania dołożyłem telefon) i ich stan techniczny w większości bardzo dobry, i tak się opłaciło. Tak jeden wczorajszy grzybek zaprocentował, zarobił na siebie, więc powinienem w podzięce zostawić go na piedestale - na białe święta.