Tym razem to już NAPRAWDĘ ostatnia wizyta w polskich lasach w tym roku!💕 Obiecuję! I nie musicie mi wierzyć na słowo - że względów zdrowotnych moja prawa ręka przez kilka tygodni będzie unieruchomiona 😝. A zaczęło się całkiem niewinnie - gumaki były już umyte, suszarki również, koszyk odwieszony - i wtedy zięć zaprosił mnie na swoją działkę za miastem 😂. A że las blisko, trzecia para gumiaków w samochodzie, więc jak tu nie skorzystać?! 🤣 Dwie godzinki w lesie mieszanym - sosna, dąb, brzoza, buki, jodły i świerki - i do koszyka trafiło: 12
prawdziwków, 2
kozaki, 3
podgrzybki i 10 rydzów🥰.
Trzy razy tyle
prawdziwych zostało w lesie - albo zamieszkałe, albo spleśniałe i zgnite 😒. Kilka dni wcześniej zbiory pewnie byłyby lepsze 🤔. Nieważne. Liczy się to, że kolejna miejscówka znalazła się na mojej grzybowej mapce 🥰. I znowu zabrakło miejsca w suszarkach. Uruchomiłam piekarnik i tym razem przy uchylonych drzwiczkach zablokowałam przycisk termoobiegu drewnianą łyżką. Uff, wyszło☺ (a w instrukcji obsługi nie było o tym ani słowa!) - dziękuję za podpowiedzi😘💕. Potem ognisko i kiełbaska z dziczyzny 😍. I te widoki🥰