Rosną-nie rosną, poszurać trzeba. Tym bardziej, że pogoda wręcz zachęca do spaceru. Zero komarów, kleszczy i latających stforków, a od czasu do czasu trafi się jakiś grzybek. W moim wypadku była to eko-rajza, bo po 11-stej mogłem się już co najwyżej oblizać.
Koźlarze w stałym miejscu brzozowo-osikowym 6 szt. czerwieni, 2 brzozowe,
podgrzybki oraz
wodnicha w monokulturze sosnowej, trąbki w bukach. Las każdego tygodnia wygląda inaczej, zmienia się. Jedne grzyby wypierają inne, nie rośnie już (jak w okresie wysypu) kilka gatunków obok siebie. Wychodzą znów młode purchawki, wtedy warto się...
dobrze rozejrzeć.
podgrzybki w większości starsze i przerośnięte, kilkanaście zawisło na drzewach. Kto sieje, ten ma :). 4 najładniejsze zabrały się na przejażdżkę w plecaku :). Kilka pniaków porośniętych dogorywającą opieńką, pogubiły się gdzieś muchomory,
gołąbek od czasu do czasu. Ale i tak fajnie było, wpaść w zaspę liści lub fiknąć salto na ukrytym konarze heh. Czas 3,5 godzinki, 10 grzybów, 25 km mobilkiem + 7 km z buta. Kolano dało znak. Jeszcze zagrzybimy, nie udało się ostatniego Octobrusa, więc będzie Novembrus :). Na głównym "brzozok", bo dawno nie było. Darz Bór, ludzie! M.