W lesie dopiero o 12.00. Kliniska, stary, sosnowy las. Pogoda więcej niż przecudna. Słońce, ciepło, bez wiaterku, spokój. Kilka samochodów. W lesie sporo obciętych korzonków - grzybiarze byli przede mną. Kilka wielkich
opieniek, kilka
pociech, a reszta
podgrzybki, od maleńkich do wielkich. Dużo jest spleśniałych i robaczywych. Nie było rodzinek. Pracownik leśny chodził z "głową w chmurach" i przy pomocy czerwonego sprayu oznaczał drzewa do wycięcia. Sporo tego. Pobyt w lesie to czas euforii. Ten stan duszy rozumieją wszyscy grzybiarze, których gorąco pozdrawiam.