To miała być leniwa niedziela. Dzień spędzony na nic nie robieniu. Ale rano: pojedźmy tylko na spacer, mówiła. Pojedźmy do obcego lasu to nie będzie nas korciło, mówiła. To pojechaliśmy do lasu niemal 30 kilometrów od domu. No i skończyło się jak zawsze. Dwa kosze różnorodności przytargane do domu. Dopiero pisząc ten tekst posadziłem cztery litery w salonie przed tv z laptopem na kolanach. W spiżarni pełną parą pracują dwie suszarki. W kuchni pasteryzują się maluszki w occie. Dobrze że jutro wracam do pracy...;)