Miałam dylemat: Włoszczowa? Libiąż? Ze względu na odległość wybraliśmy drugą miejscowość. Najpierw zaczęło się od ulewnego deszczu, niesprawnej wycieraczki i mapy google poprowadziły na autostradę, a miały być rozkminione lasy po drodze.... W końcu dotarliśmy do celu podróży... W strugach ulewnego deszczu, w ciemnościach w lesie, nie było widać nic... W końcu zaczęły pojawiać się pierwszaki 😁. Wyglądały na zdrowe... Las liściasty, chabaziasty 😏. Nic to jednak nie zmieniło w poszukiwaniach... Jak ten owad zainfekowany grzybem... Co jakiś czas pojawiały się
prawdziwki,
kozaki bure... Sporo próchnilców maczugowatych, nadrewnowych. Bez zdjęć, bo momentami tak lało, że komórki nie dało się palcem uruchomić... W końcu wlazłam w sosny, miejsce gdzie było sporo
prawdziwków... Ale było też pierońsko mokro... Zostałam przemoczona totalnie 😟. Ale dzielnie chodziliśmy dalej.... Oczywiście nic do przebrania nie wzięłam, bo ostatnimi czasy odzwyczaiłam się od deszczu w lesie.... Iwonkowa 😘 miejscówka wrzosowo sosnowa była pusta... Grzyby rosną w liściastej części... Pod koniec zaczęły mnie już trzepać dreszcze, więc podwinęłam ogon i pojechaliśmy do domu. Cały dzień w łóżku, temperatura, na dodatek większość
prawdziwków okazała się robaczywa,
kozaków zresztą też... A w lesie zostawiałam te robaczywe. W koszyku lądowały te zwarte, twarde i każda nóżka była sprawdzana... A w domu się okazało, że taki zonk 😭. W &V, 😘 zaklinajcie grzyby... Bo mam zamiar nazbierać je w końcu, chyba, że mnie totalnie rozłoży🥶🥵.
Dobrej nocy, a wytrwałym, pełnych koszy życzę, jeśli jutro będą buszować...