Las mieszany, jodły, świerki, buki, brzozy, topole osiki, wierzby w różnych proporcjach i różnym wieku, też i młodniki, że grzyby na kolanach rwać trzeba było. W podszycie dużo mchu, borowin i trawy, miejscami w młodnikach świerkowych - igliwie. Grzyby wszelakiej maści, choć kolorowe
borowiki i usiatki w odwrocie, a podgrzybków zero. W kolejności
kurki,
kozaki,
prawdziwki,
maślaki żółte i
kolczaki.
Jako, że w piątek nie byłem usatysfakcjonowany z wieczornego wypadu, w sobotę, 5 rano budzik i do lasu. Możecie sobie wyobrazić, jak żona bardzo była szczęśliwa... Gorzkoborowiki żółtopore i ponure stare, masłoborowiki górskie robaczywe, tak, że po kilku pierwszych przestałem w ogóle się po nie schylać. Reszta usiatków, zostawionych w środę małych, trochę tylko podrosła, a niektóre, jak miały 2 cm, tak im zostało. Sporo
prawdziwków, młodych i średnich, choć maluchów nowych nie widziałem. Tym razem najwięcej było
kozaków szaro-brązowych, ale do kosza najwięcej trafiło czerwonych i pomarańczowożółtych, ze względu na lepszą "zdrowotność". Kosz dobiły
kurki, w dużych ilościach, głównie ametystowe, ale i żółte. Generalnie pojechałem po
kolczaki, te małe co zostawiłem w środę, wcale dużo nie urosły, więc wyszła tylko 1 porcja obsmażonych. Co prawda przywiozłem pełny wielki kosz, ale to było grzyborwanie, bo grzyby trudno było znaleźć, wypatrzyć i do nich "dotrzeć" i nie rosły w "stadach". No i coś, co wydaje się niemożliwe. Wlazłem w miejsce rzadko odwiedzane, gdzie jelenie często siedzą i mnie potem straszą, jak w pobliżu przechodzę, więc myślę, trzeba uważać, bo może gdzieś tu rogi będą znowu leżeć. Omiatam wzrokiem brzeg świerkowo-brzozowo-krzakowatego zagajnika i widzę, w środku leży róg, a zaraz obok drugi! Minął miesiąc czasu i mam drugi dublet rogów jelenich. Jak długo się po różnych górach, lasach i "dziurach" włóczę, tak do tego roku 2 rogi pojedyncze dopiero znalazłem, a tu proszę, 2 dublety w 1 miesiąc. Powracając do żony, mimo wszystko dzielnie mi pomagała grzyby kroić, a i tak skończyliśmy po 21:00 i to po rozdaniu jednej czwartej, więc jestem jej wielce wdzięczny... Stąd wpis dzisiaj dopiero.