Buczyny, generalnie słabo, las przechodzony, ślady po
prawdziwkach były, zostało gdzieniegdzie trochę miniętych. Coś widać było miejscami, że spod ściółki wygląda, ale jakiegoś poczucia nadchodzącego "szaleństwa" to nie widziałem, raczej z uwagi na chłodne powietrze polarno-morskie tendencja do odwrotu. W sumie jakieś dwadzieścia parę prawych, trochę
kurek i jeszcze mniej
kolczaków, 3
podgrzybki brunatne, w jednym miejscu garść
lejkowca dętego.
Prawdziwki przynajmniej ładne, średnio-duże i zdrowe.
No cóż, chłodne powietrze polarno-morskie nigdy nie zwiastuje szału w lesie, a wręcz bywa, że wygania wszelkie grzyby z wszystkich lasów, nawet bardziej niż upały. Szczególnie jak zimny deszcz poleje, a potem zaraz powieje. Niemniej, na jakieś małe co nieco jednak liczyłem. Z początku nigdy grzybów nie ma, bo przebrane, ale napotkane obierki napawały optymizmem. Trzeba łoić dalej. W końcu pojawiły się. Ale po pierwszych niewielkich uniesieniach, wpadłem w czarną prawdziwkową dziurę. Przez prawie 1,5 h, nic, ani śladów po
prawdziwkach, ani prawdziwków, żadnych, małym, dużych, starych... Tam, gdzie 2 tygodnie temu grzyby szalały, a ja z lasu z wielkim koszem i siatką nie umiałem się wytoczyć, nic. Na końcu ino kapnęło parę prawdziwków przy potoku, jeden z nich na zdjęciu głównym. No nie byłem usatysfakcjonowany... c. d. n.