No cóż, ponieważ pogoda dopisała, wybrałam się na kolejną wyprawę do lasu. Uzbrojona w nożyk, koszyk i butelkę wody, pełna entuzjazmu ruszyłam najpierw przez dębinę i nic... dalej przez sosnowo- modrzewiowy lasek, znów nic... w brzózkach jak myślicie... oczywiście też nic i dopiero w lesie mieszanym jakieś cudeńka w nagrodę mi się ukazały:-))) i to nic, że niejadalne, ważne, że walory estetyczne dla duszy były... I tak wiem, że w końcu koszyk napełnię, bo co się odwlecze, to nie uciecze:-) poza tym najadłam się poziomek w towarzystwie jakże pięknie śpiewających ptaków.. Pozdrawiam wszystkich:-)