Witam Towarzyszki i Towarzyszy niedoli. To mój ostatni (chyba) raport z koszyka (45
podgrzybków) w tym roku. Perspektywiczny i profilaktyczny rekonesans w nowym lesie. A zaczęło się tak....
7,30 pobudka. Wstaję, wyglądam przez okno a tu siwo. Na termometrze -3 C. Myślę sobie, jechać nie jechać. Las kusi, łóżko też. Jeszcze przez chwilę się wahałem, w końcu wybrałem to pierwsze. Ciuchy miałem i tak przygotowane na wszelki wypadek. Ubrany na "cebulkę" z suchym prowiantem w koszyku o 8,30 zameldowałem się na leśnym parkingu. W tym momencie byłem trzeci. Zdecydowałem się pójść jak najdalej w las, zakładając że w końcu sezonu mało prawdopodobne aby komuś się chciało chodzić tak daleko. W/g mojej oceny było to ok. 3 km. od parkingu. W tym czasie temp. wzrosła do +1 C. Las do którego dotarłem to głównie wysokie sosny i młode świerki. Trawy, paprocie, taki trochę zaniedbany. Sporo powalonych starych sosen. Gdzie niegdzie brzoza. Chyba w sezonie rzadko odwiedzany. Mnóstwo starych
podgrzybków (niech im ziemia lekką będzie) oraz sporo dużych ale zdrowych. I to nie zmrożonych. Cztery godziny spędzone w lesie, w tym czasie grzybów w koszyku przybywało w stosunku odwrotnie proporcjonalnym do suchego prowiantu (wafelki w czekoladzie). A gdy się prowiant skończył to nie było wyjścia, trzeba było wracać do domu. I to właściwie było by na tyle i jeszcze na ostatek chciałbym w imieniu mieszkańców lasu "podziękować" panom myśliwym za troskę o ich zdrowie.