Raz, dwa... każda po koszyku grzybów ma 😀 Kto?... noo ja, S. Marysia i Lawendowa 😀 Dziś do spółki w lasach lublinieckich postanowiłyśmy poszaleć, zamachu na spokój
podgrzybków dokonać :) Przy okazji pod nogi napatoczył się
rydz,
maślak,
kanie,
gąski siwe i
wodnicha późna. Do koszyka młody
zajączek też wskoczył :) A
podgrzybki!.... tych było, że ho, ho i jeszcze jedno ho! 😁
Takiego obrotu sprawy się nie spodziwałam. Jadąc na spotkanie, cieżki orzech do zgryzienia miałam i ogromny dylemat - jakie miejsce wybrać, do którego lasu wbić się, żeby dziewczyny choć trochę radości i przyjemności z dzisiejszego grzybobrania miały. Czułam się w obowiązku sukces zapewnić. Doświadczenie doradzi mi najlepiej, najwyżej oczami zaświecę, nie ja grzyby przecież sieję - wybór padł :) Parking pusty, wrota lasu otwarte (czyt. szlaban), ruszamy do przodu drogą przed się, w planie do celu 2 km do pokonania bez zbaczania. Plan sobie, nogi sobie, jest las to i ciągnie - Lawendową na lewo, mnie i Marysię na prawo. Lewizna bardziej opłacalną się okazała.... Iwonka 2
podgrzybki przytuliła 😏 Żeby gorszymi nie być poszłyśmy w jej ślady, decyzja ta słuszna była. Grzybobranie rozpoczęte! Powoli rozkręcałyśmy się, gdy obiecująco już było... kłody pod nogi nam rzucono, rowy rozciągnięto i po lewiźnie... z powrotem na prostą drogę zmuszone wyjść byłyśmy :) W nagrodę Marysia
kanię dostała :) Docelowe miejsce już blisko, tym razem ja wspólniczki na prawo zaprosiłam, lojalnie uprzedzając, że tu można się na coś, a konkretnie na
podgrzybki załapać :) I co? rację miałam! Od tego momentu prawdziwe grzybów zbieranie się zaczęło i jakieś 2 godziny trwało 😀 Ja przeszczęśliwa, że kichol mój mnie nie zawiódł, tym samym ja nie zawiodłam koleżanek moich :) W zielonych poduszkach mchu, w cieniu starych świerków, jagodzinami osłonięte rosły sobie duże, małe, średnie, grube, cienkie, jasne, ciemne
podgrzybki. Niektóre za mokre, spleśniałe, nie do wzięcia. Na obrzeżach drogi, centralnie na środku stały, las sam zapraszał, żeby do niego zajrzeć, odmówić nie wypadało :) Osiem kilometrów na liczniku w 4 godziny z dojściem i powrotem do samochodów. W towarzystwie słońca i lekkiego deszczu, otoczone sosnami, świerkami, przydrożnymi brzózkami, pożółkłymi modrzewiami trzy przyjaciółki cudowne chwile spędziły, kosze grzybami napełniły, do swych domów zrelaksowane, zadowolone i szczęśliwe ze wspólnej wyprawy leśnej wróciły 😆😆