12
rydzów, 4
kurki, 0 novemberusów we wszystkich miejscówkach, może prawie wszystkich, w których do tej pory w poprzednich sezonach
prawdziwki "puszczały do mnie oko"
Stało się, muszę pogodzić się z faktem, że nie dołączę do szerokiego Szanownego Grona szczęśliwców. Zajrzałem wszędzie gdzie się dało i d... chociaż nadzieja umiera ostatnia. Najgorsze że nie rosną żadne grzyby. Jedyne jakie spotkałem to huby. Czyżby za wysoko, może, w koncu moja baza wypadowa mieści się na ok 800 mnpm i jeszcze do tego nocny przymrozek. Nawet pomarańczowa dolina była pusta. Był tylko szarak, popatrzył na mnie trochę dziwnie i zwiał. Już sobie wyobrażam jak jego wnuki turlają się ze śmiechu prosząc " -dziadku, dziadku opowiedz tą śmieszną historyjkę, tą co widziałeś tego oszołoma z koszykiem w górach 12 listopada". A jednak na koniec w trawce kilkanaście pomarańczowych "talerzyków" zdecydowanie kontrastowało z otoczeniem. Śniadanie było bardzo smaczne.
Koniec uganiania się za borowikiem, koszyk na kołek, decyzja zapadła. Może w przydomowym popodglądam czasami
gąski zielonki. Pozdrowionka.