1
kurka, 5
kolczaków, 1
podgrzybek. Las jodłowo-świerkowo-bukowy.
Ponieważ wpisy Solanki wyglądały dość obiecująco postanowiłem sprawdzić z rana, co tam słychać po miesiącu lampy w "moich" laskach. Góry przywitały mnie widokiem wstającej mgły, kłębiącej się i formującej niskie ołowiane chmurki, z których siąpiły pojedyncze krople deszczu. W takiej atmosferze, z przebijającymi nad horyzontem porannymi zorzami, dotarłem do lasu. Ciepły wiaterek powiał w twarz, rosa zmoczyła gumiaki, deszczyk zaczął bębnić po liściach. W lesie było względnie mokro i wilgotno, ale bez nadmiaru wody. Grzybów niewiele. Gdzieniegdzie
ceglaki trzymały dzielnie straż, pojedyncze gołąbki (głównie żółte i zielonawe), z młodzieży w zasadzie tylko 2 malutkie
kolczaki. Z
prawdziwków, ani jednego łebka. Krótki to był zryw, może ze 45 minut, bo zaczęło rzęsiście lać. Ciepłe krople deszczu kapały mi co chwilę na kark bezgłośnie przepowiadając rychłą zmianę kolorów na żółty, czerwony i pomarańczowy. Dzisiaj królową grzybobrania była salamandra. Nic innego nie było zdjęcia przez zamglony obiektyw.