12 dużych
borowików + 14 zostawionych w lesie, 34
koźlarzy grabowych i brązowych, 7
piaskowców kasztanowatych i 4 modre, 9
kań, 1
szmaciak, 2
płachetki, garść
kurek i
kolczaków.
Śledząc doniesienia z Mazowsza i widząc coraz więcej niebieskiego koloru wokół Warszawy nie liczyłem na wiele. A jednak spontaniczna decyzja (jadąc na ryby, zmieniłem plany i skręciłem w las) aby odwiedzić dziś las okazała się słuszna. Tam, gdzie we wtorek trafiłem wysyp grabowego, ponownie udało się nazbierać
koźlarzy. W wysokim grabowo-dębowym lesie znalazłem kilka
borowików - wyrośniętych niedobitków pewnie z jeszcze z weekendu. Miłą niespodzianką okazały się pierwsze tegoroczne
kanie. A wisienką na torcie był okazały
siedzuń vel
szmaciak.
Gdy kosz się zapełnił wróciłem do auta, zrobiłem trochę miejsca w koszyku zostawiając
kanie i
szmaciaka w bagażniku i pogalopowałem w nieznane mi dotychczas rejony lasu. Znalazłem kawałek mieszanego lasu prawdziwkowego, który okazał się nieznany nie tylko mi, bo trafiłem tam na kilkanaście wyrośniętych
prawdziwków, niestety, w części już się rozpadających.
Wypad okazał się całkiem udany, ale zapewne na jakiś czas to ostatnie grzyby. W lesie zrobiło się sucho, a młodych grzybów jest jak na lekarstwo...