Byłem w lesie. To fakt. Znalazłem
prawdziwka. To też fakt. I mam na to świadków. A nawet dwoje. Tylko że cel był inny. Miałem zbierać jeżyny. A że ten akurat stał mi na drodze, to co - miałem go zostawić? Na pastwę ślimaków lub innych robali? A jak by go spotkało jakieś inne nieszczęście. Wypadki chodzą po grzybach. Grazka to wie:-). Teraz jest bezpieczny.
Jeżyny też były. Przy czym nie obyło się bez mrożących krew w żyłach wydarzeń. Bo gdy tak zbierałem owoce podśpiewując pod nosem: pierwszy jeżyk do koszyczka, drugi jeżyk do koszyczka, trzeci jeżyk.......... gdy nagle zaatakowało mnie stado wściekłych, rogatych potworów. Rzuciłem się natychmiast do ucieczki. Niestety nogi zaplątały się w jeżyny i padłem prosto w iglaste krzaki. Wszystko co uzbierałem poszło w diabli. Łubianka też ucierpiała. Nie obyło się też bez ran. Kilkanaście ciętych, kłutych i szarpanych da się szybko zaleczyć. Tylko na długo pozostanie rana na wybujałej męskiej ambicji. Bo jak mogłem dać się przestraszyć trzem młodym chłystkom.:- (