Dzisiaj było ok., ale wczoraj to trafiłem w kartonowe pudło i to przez kogo, przez zecika23 i Tazoka. Po ich wpisach nakręciłem się jak drut na szpulę i pojechałem w okolice Glinki, gdzie o tej porze roku już nie jeżdżę. No bo skoro w Beskidzie Żywieckim takie eldorado, to czemu mam znowu kosza prawych z Glinki nie wytargać i to tak w godzinkę. Celowałem po południu w okienko bezdeszczowe i częściowo się udało. Jak zwykle, kiedy biorę żonę lub dzieci, to albo jest hardcor, albo lipa. Tym razem był i hadrcor (bo się rozpadało) i lipa. Co prawda
rydzów dużo (wzięliśmy tyle co na patelnię, bo
rydzów akurat nie zaprawiamy), ale prawych tak z 8 i
podgrzybka tyle samo. No cóż, w zeszłym roku jak mnie miejscowa góralka zobaczyła z pustym koszem na początku października, to skwitowała krótko, tutaj w październiku nigdy grzybów nie było... (myślę, że to szczególny lokalny mikroklimat tych stoków i wysokość). Więc jak ktoś planuje wypad w góry na grzyby, to uwaga, nie wszędzie rosną. Za to w Wiśle i owszem. Cały przekrój gatunkowy i rozmiarowy, dużo małych, na paznokieć. Generalnie kozaczki (szare, bure, pomarańczowożółte i
babki) i
prawdziwki,
podgrzybek jeszcze czeka z masowym pojawem, dużo
zajączka i złotawego. Miejscami nie ma nic, miejscami rośnie po kilka sztuk. Dzisiaj, zabranych 40 prawych, 40
kozaków, ok. 20
podgrzybków brunatnych. W lesie mokro, wilgotno i relatywnie ciepło (tzn. nie czuć chłodu), więc myślę, że jeszcze dużo koszy przed nami... Dasz grzyb.