Szybciutko załatwimy niezbędną statystykę, żeby sobie głowy nie zaprzątać. Dzisiaj w lesie znalazłem 0 grzybów jadalnych. Null. Susza. Pod nogami chrzęści mech i trzaskają gałązki, w przecinkach między sosnowymi młodnikami, czy brzeziniakami trawa zassała całą żółć z palety barw podstawowych, rozkładając bezradnie rzadkie, pozbawione już nasion pióropusze na czubkach bezsilnych łodyg. Tylko muchy i – o dziwo – komary mają się świetnie. Załączam konterfekt najświeższego ze znalezionych egzemplarzy grzybów, żaden z czterech - jako żywo - ze szlachetnymi gatunkami nie miał nic wspólnego. Rozpacz zostawię sobie na inną okazję, w sumie to całkiem jestem zadowolony z przesunięcia jesiennego sezonu. Bo grzyby na pewno jeszcze będą, nawet jeśli do suszy dojdą przyspieszone przymrozki. Kiedyś przecież odpuści, popada, zawieje z południa ciepłym znad Morza Śródziemnego i wyskoczą do konkursu późne piękności. Póki co, ograniczony w możliwościach rekonwalescencją po wizycie pana doktora w mojej jamie brzusznej (coś tam widocznie zgubił, albo jak?) i tak nie mógłbym łazić po lesie godzinami i schylać do ziemi chlaśniętego na odlew kadłuba. Przyjmuję zatem, że Rycerze Jesieni przebywają aktualnie na obozie kondycyjnym w oczekiwaniu na szczyt sezonu:-) Dziś, z braku sensownego doniesienia, będzie o 50 twarzach Pazerniaka. Choć właściwie, może tylko o dwóch. Naszło mnie bowiem w dzisiejszych bezcelowych wędrówkach wspomnienie sfotografowanych koszy, pełnych leśnych zdobyczy. Z niejakim zdumieniem zauważam, że w części włożonych do tychże koszy bez jakiejkolwiek obróbki, tak, jak wykręcono je z podłoża. Co wydaje mi się objawem pazerniczenia z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze – nie wierzę, żeby komuś się chciało z własnej, nieprzymuszonej woli tworzyć LBPDRWFL (Leśne Biuro Podróży Dla Robaków W Fazie Larwalnej), używając do tego umęczonych kończyn górnych i dolnych. Po drugie – po kiego (nomen omen) grzyba robić sobie niepotrzebną robotę czyszczenia kapeluszy z ziemi i paprochów znajdujących się na brudnych nogach? Nie wspominając o fakcie, że użyteczność nóg w porównaniu do kapeluszy jest nieco problematyczna. Czyli - żal jest grzybiarzom czasu, zabieranego przez okrawanie i czyszczenie, a to niechybna oznaka pazerniczenia. Zdaje mi się, iż może być jeszcze jedna logiczna przyczyna zaobserwowanego zjawiska. W lasach, a zwłaszcza laskach o dużej presji lepiej jest nie zostawiać śladów po dobrych miejscówkach. Mnie się takie zacieranie tropów zdarza często, lecz nie rezygnuję z czyszczenia zdobytych grzybów, zbieram obierki na kupkę, znajduję jakiś miły dołek – i tam upycham resztki. Co oznacza drugą twarz Pazerniaka, którym niewątpliwie bywam. Nikomu nie zamierzam zmieniać życia, ani przyzwyczajeń. Jeśli ktoś czytający niniejszy tekst poczuł się dotknięty nieuzasadnioną krytyką, to przepraszam, i uprzejmie proszę wziąć pod uwagę, że poddałem się podobnej procedurze, z odpowiednim finałem. Zresztą, czegoś po prostu mogę nie wiedzieć. A wszystko i tak z nudów i złości, spowodowanych niespecjalnie oczekiwanym przekształcaniem się lasu w Pustynię Błędowską. Pozdrowienia dla tych, co nie tracą nadziei:-)