Zachęcony przedpołudniowym sukcesem z uchem bzowym, ruszyłem do pobliskiego lasu bukowego, choć niechętnie, bo pan leśniczy zamienił go ostatnio w plan filmowy z 4 pancernych: ślady opon i gąsienic ciężkiego sprzętu zarastać będą przez lata, a połamanych drzewek nic już nie odratuje! Poszły się kochać na wiele lat moje najlepsze miejscówki na
prawdziwki, sromotniki bezwstydne,
lejkowce dęte i
kanie sutkowe... Wyrąb bez względu na porę roku; piły słychać po dziś dzień. W rezultacie znalazłem poletko krążkówki żyłkowanej (mam nadzieję, że dobrze oznaczyłem), tyle smacznej, co pod ochroną;-/ i kilka
zajączków. Krążkówka była już w stadium zejściowym (krucha i capiła nie tyle chlorem, co starością), co nie dziwi, jeśli smardzom pokrewna, a te już się skończyły.
Zamieszczam zdjęcie
ucha bzowego jako proofa mojego poprzedniego doniesienia (suszarka na 4 piętrach - pełna!).